Jillian Higgins
Dołączył: 13 Sie 2009
Posty: 1397
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 21:42, 19 Sie 2009 Temat postu: Jillian Higgins |
|
|
Imiona: Jillian Alexandra
Nazwisko: Higgins
Wiek: dwadzieścia lat
Data urodzenia: 13 czerwca 1985
Zawód: malarka
Miejsce zamieszkania: niewielkie, dwupokojowe mieszkanie na trzecim piętrze uroczej kamienicy
Historia: Swoim pojawieniem się na świecie zrobiła niespodziankę siedemnastoletnim rodzicom. Alexandra McBride – szlama – i Eric Higgins – czarodziej półkrwi – przywitali ją z ogromnym entuzjazmem i, jako wyjątkowo nieodpowiedzialni miłośnicy podróży, postanowili zafundować nieślubnej córeczce wyprawę po całej Europie. Zabierali ją ze sobą wszędzie. To był czas, gdy nie ograniczały ich żadne zasady, byli wolni i realizowali najbardziej szalone pomysły. Niestety, owa beztroska nie służyła wychowaniu dziecka. Dziewczynka przez pierwszych sześć lat swojego życia była rozczochraną maskotką matki, ojca i ich przyjaciół, nosiła przybrudzone portki i żywiła się wyłącznie niezdrowym jedzeniem. To chyba wtedy łyknęła artystycznego bakcyla, często bowiem miała do czynienia z ludźmi zafascynowanymi Sztuką. Próbowała śpiewać, tańczyć, pisać wiersze i grać na przeróżnych instrumentach, od trójkąta po skrzypce, ale szybko odkryła, że największą satysfakcję i najlepsze efekty osiąga przy malowaniu. Pokochała zapach farb i ten specyficzny rodzaj skupienia, który towarzyszył jej, gdy tylko sięgała po pędzel. Już planowała, że zostanie uliczną malarką, już gotowa była przenosić swoje dzieła z miejsca na miejsce, gdy jej plany legły w gruzach. Rodzice z kilkuletnim opóźnieniem zdali sobie sprawę, że dziecko powinno mieć dom, miejsce, do którego mogłoby zawsze wrócić; że potrzebuje stabilizacji. Postanowili więc ulokować małą u dziadków, a sami wyruszyli na podbój świata, uznając, że poznali już wszystkie tajemnice Europy. Dziewczynka, nie mając w tej kwestii nic do powiedzenia, zamieszkała w Cherietown, rodzinnym miasteczku matki, z surową babcią i nadopiekuńczym dziadkiem. Na początku otwarcie się buntowała, dając wyraz swojej konsternacji spowodowanej tak nagłym porzuceniem przez rodziców. Odmawiała jedzenia i snu, nie chciała bawić się z dziećmi sąsiadów. I to zostało jej do dziś – woli towarzystwo dużo starszych od siebie osób. Im starszych, tym lepiej.
Pod twardymi rządami babci wytrwała pięć lat, a późną wiosną 1996 roku dostała list z Hogwartu. Wybrała sobie bardzo niefortunny moment na pójście do szkoły – akurat cały czarodziejski świat dowiedział się o powrocie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i rozpoczęła się jawna wojna. Ze względu na niezbyt sprzyjające okoliczności Jillian nie pokochała szkoły tak, jak mogłaby ją pokochać w spokojnych czasach. Wśród hogwarckiej społeczności uważana była za osobę dość oryginalną, miała sprecyzowane poglądy na świat i niewielu przyjaciół. I, wbrew przynależności do Gryffindoru, nie była uprzedzona do Ślizgonów.
Dwa pierwsze lata szkoły były dla niej koszmarem. To właśnie wtedy nabrała wstrętu do wszystkiego, co czarodziejskie. Od tej pory magia kojarzyła jej się ze śmiercią i wszechobecnym zniszczeniem. Po pamiętnych wydarzeniach, które miały miejsce pod koniec drugiego roku, nie chciała wrócić do szkoły, mimo że przecież „dobro zwyciężyło”. Niestety po raz kolejny w jej krótkim życiu okazało się, że jej zdanie zupełnie się nie liczy i, zmuszona przez babkę, wyruszyła z powrotem do Hogwartu, by skończyć edukację wśród informacji o odradzającym się świecie.
Kiedy siódma klasa dobiegła końca, Jillian, z pięcioma zupełnie nieprzydatnymi owutemami (z transmutacji, zielarstwa, numerologii, historii magii i eliksirów) i podrobionymi świadectwami mugolskich szkół, które rzekomo ukończyła, dostała się na studia. Niestety nie zagrzała tam miejsca zbyt długo, bo choć uwielbia malować, nie potrafiła utrzymać żelaznej dyscypliny wymaganej na uniwersytecie. Wyleciała z hukiem zaraz po pierwszym semestrze. Po nieudanych próbach zostania studentką wróciła do Cherietown, by na powrót zamieszkać z dziadkami, ale tu spotkała ją niemiła niespodzianka – dziadek bardzo poważnie zachorował i zmarł, babcia odeszła miesiąc po nim. W testamencie zapisali swojej jedynej wnuczce niewielki domek, w którym mieszkali, odkąd tylko się pobrali, i spore oszczędności, zbierane przez całe życie. By odgonić od siebie niemiłe wspomnienia z dzieciństwa, Jillian sprzedała dom i wynajęła dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszka do dziś.
Wygląd: Jillian zawsze, odkąd tylko pamięta, czuła się mała. W okresie dojrzewania, kiedy wszystkie koleżanki rosły jak na drożdżach, jej wzrost zmieniał się niemal niezauważalnie. Gdy przekroczył już magiczną granicę metra sześćdziesiąt, uznał chyba, że tyle wystarczy pannie Higgins, i postanowił taki już zostać. Jednak wbrew wszechobecnemu poczuciu niższości – w dosłownym znaczeniu tego słowa – Jillian nie nosi butów na obcasach. Zwyczajnie ich nie cierpi i tyle. Zresztą, rzadko kiedy nosi jakiekolwiek buty; dopóki pogoda jej na to pozwala, chodzi boso, co niewiarygodnie często pozostaje niezauważone przez mało wnikliwych obserwatorów. Bezpieczeństwem swoich stóp nie martwi się zupełnie, ale urodą – owszem. Z tego też powodu zawsze ma starannie pomalowane paznokcie (najczęściej na jakiś zdumiewający kolor). I niemal nieustannie chodzi na palcach; nie po to, by wydać się wyższą, niż jest w rzeczywistości, ale dlatego, że jej tak wygodnie.
Wygodą również spowodowany jest ubiór panny Higgins, codziennie prawie identyczny: wąskie, ciemnoniebieskie dżinsy podkreślające każdy ruch mięśni nóg (które są – nie mięśnie ani nie dżinsy, tylko nogi – trochę za krótkie, przynajmniej według ich właścicielki) oraz elegancka koszula z podwiniętymi rękawami, za duża o rozmiar lub dwa. W tych ciuchach Jill, wbrew zamierzeniom, wydaje się okrąglejsza, niż jest w rzeczywistości. Wszystko za sprawą materiału bluzki, który nie tylko optycznie powiększa i tak sporych rozmiarów biust dziewczyny i szerokie ramiona, ale również tuszuje wcięcie w talii, przez co jej brzuch wydaje się grubszy.
Ktoś, kto jej nie zna, mógłby pomyśleć, że Jillian się nie ubiera, a przebiera. Tylko kilka osób wie, że te długie rękawy i nogawki prócz tego, że są wygodne, mają również za zadanie ukryć olbrzymie skupisko piegów zdobiących (choć według Jill szpecących) jej nogi, brzuch, dekolt i ramiona. Owe urocze, odziedziczone po matce, plamki są zmorą Panny Artystki. Toleruje tylko te, które wykwitły jej we wczesnym dzieciństwie na twarzy, choć śmiem przypuszczać, iż jej tolerancja wynika raczej z faktu, że akurat te ciężko ukryć. Są wszędzie: ciągną się od linii włosów, poprzez powieki (!), całkiem zgrabny nos, calusieńkie policzki i brodę, aż do szyi. Aby choć trochę odwrócić od nich uwagę (choć to raczej niemożliwe), Jillian stosuje wyrazisty makijaż: idealne w kształcie brwi podkreśla ciemną kredką, oczy maluje na kolory kontrastujące z czekoladowym brązem tęczówek, a wydatne wargi zaznacza intensywnie koralową szminką.
Last, but not least: włosy, których opis zasługuje na osobny akapit. Mają kolor dojrzałych kasztanów, są bardzo gęste, sięgają pasa i, choć bardzo łatwo dają się ułożyć w wymyślne fryzury, zazwyczaj swobodnie opadają wzdłuż ramion Jillian, w niczym jej nie przeszkadzając, dopełniając jedynie jej dziwacznego wizerunku. Wreszcie, po opisaniu mnóstwa detali wyglądu mojej bohaterki, dotarłam do sedna: już pierwsze wrażenie utwierdza wspomnianego gdzieś przedtem obserwatora w przekonaniu, że panna Higgins to osoba – pozwolę sobie użyć wyszukanego słownictwa – kuriozalna. Wielu nawet nie potrafi określić, czy jest ładna, czy brzydka. Ale przecież nie będziemy tu nikogo oceniać po wyglądzie, prawda?
Charakter: Bycie artystką zobowiązuje, dlatego też panna Higgins jest kapryśna, niecierpliwa, impulsywna, drobiazgowa i często popada ze skrajności w skrajność. Chodzi z głową w chmurach, co niestety bywa katastrofalne w skutkach. Nie lubi obowiązków, zdarza jej się zachowywać jak urodzony leń i dobrze jej z tym, mimo iż jej mieszkanie wygląda, jakby przeszło przez nie tornado (swoją drogą Jillian zawsze chciała być świadkiem tornada). Dziwacznych marzeń ma zresztą całe mnóstwo. Łatwo nawiązuje nowe znajomości, do ludzi jest nastawiona raczej przychylnie, chyba że ktoś jej zalezie za skórę.
Gdy się przy czymś uprze, twardo obstaje przy swoim zdaniu, nie przyjmując do wiadomości żadnych, nawet najbardziej racjonalnych argumentów. Niemal zawsze i wszędzie się spóźnia, nie cierpi mugolskich zegarków (bo strasznie irytuje ją ich tykanie), a na czarodziejski szkoda jej pieniędzy. Jednak wbrew wrodzonemu skąpstwu ma duszę hazardzistki. Kiedy się zaprze, potrafi świetnie udawać, dlatego z rozkoszą ryzykuje spore sumy w grze w pokera.
Zdecydowanie brakuje jej dystansu do samej siebie, ciężko znosi krytykę pod swoim adresem. W dodatku jest rozchwiana emocjonalnie – potrafi w sekundę zamienić wybuch śmiechu w rozpaczliwy szloch, bardzo przeżywa zarówno radość, jak i smutek, szybko się denerwuje i łatwo wzrusza. I za dużo płacze.
Inne: Zapytana o swój stosunek do magii, Jillian odpowiedziałaby zapewne: „Największą magią jest Sztuka”. Ja jednak wcale jej o nic nie pytam i wyjaśniam wszystko za nią, bo jeśli dopuściłabym ją do głosu, to już koniec. Różdżka z rdzeniem ze smoczego serca, którą nabyła przed dziewięcioma laty w sklepie Ollivandera na Pokątnej, wala się zazwyczaj po mieszkaniu panny Higgins, pośród niekontrolowanego chaosu. Kiedy jest potrzebna, jej właścicielka przekopuje cały swój bałagan, znajdując „centrum swojej mocy magicznej” w centrum swojego prywatnego grajdołka. Rzadko jednak Jillian czuje potrzebę skorzystania z czarów. Wiedzie raczej zwyczajne życie, prawie wszystko wykonuje w tradycyjny dla mugoli sposób. Jednak istnieje pewien zakres czynności, których nie potrafi wykonać samodzielnie. Mieści się on w jednym słowie: gotowanie. Jill, jak to artystka, do prac kuchennych nie ma smykałki, często zapomina, że coś wstawiła do pieca, co często kończy się gastronomiczną katastrofą. Dlatego też zaopatrzyła się we wrzeszczącą kuchenkę (co pięć minut przypomina o garnku postawionym na gazie, nie stroni też od krytycznych komentarzy, ale i ciekawych podpowiedzi) oraz w mnóstwo książek kucharskich zapełnionych nie tylko przepisami, lecz również sporą ilością przydatnych zaklęć, które, według autorów, „zamienią każdą czarownicę w mistrzynię patelni”.
Z ciekawostek: Jillian potwornie boi się burzy, nie cierpi papierosów i palaczy, z niewiadomych przyczyn jest bardzo lubiana przez dzieci – bez wzajemności, za dużo czyta i wbrew swej artystycznej duszy wprost przepada za numerologią. Nie lubi kawy, choć jej zapach ją uspokaja, nie ogląda telewizji (bo po co oglądać telewizję, skoro można chodzić do kina?), ma słabość do starszych mężczyzn, lubi długo spać (btw, śpi nago), nałogowo pija cynamonową herbatę i uwielbia huśtać się na huśtawce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jillian Higgins dnia Śro 21:43, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|